Aloesowy wybawca | Aloesowa maska Natur Vital

Od dawna szukam maski idealnej. Ciągle testuję coś nowego, szukam produktów, które sprawdziłyby się na moich włosach. Tak trafiłam na aloesową maskę Natur Vital. Było o niej naprawdę głośno w blogosferze, dlatego zdecydowałam się na ten zakup.


Maska znajduje się w pojemniku, który ma otwierane wieczko. Można także odkręcić całą górną część - jak kto woli. Opakowanie zawiera 300 ml produktu i kosztuje 22 zł w drogerii Natura. Czasem jest na promocji, mnie udało się ją kupić za około 16zł. 


Kupiłam ja ze względu na obietnice producenta i skład. Wysoko w składzie mamy sok z liści aloesu i ekstrakt z owoców jałowca. Producent zapewnia, że maska nie zawiera barwników, silikonów, parabenów ani olei mineralnych.

Maska ma dosyć ładny, aloesowy zapach. Mam wrażenie, że zapach jest o wiele bardziej naturalny, ale i intensywniejszy niż zapachy używanych przeze mnie dotychczas masek. Nie każdemu może się spodobać, ale ja się do niego przyzwyczaiłam.


 Konsystencja maski jest kremowa, nie za gęsta ale i nie przecieka przez palce. Ja nakładam sporo produktu na włosy, ale maska jest wydajna a opakowanie na tyle duże, że spokojnie wystarczy jeszcze na kilkanaście użyć.


Kupiłam ją z zamiarem stosowania na całej długości włosów. Nakładałam ją na kilkanaście minut, a następnie obficie spłukiwałam wodą. Włosy były po niej bardzo miękkie, ale i puszyste. W zależności od tego, czego potrzebowały - raz były gładkie a raz nieco spuszone. Nie zauważyłam, żeby przesuszała moje włosy, jednak spodziewałam się lepszego efektu. Maska nie jest zła, ponieważ nie robi mi krzywdy, nawilża włosy, ale po tylu zachwytach oczekiwałam efektu wow. A okazała się być dobrym produktem, jednak postawiłabym ją na równi z innymi maskami (np. Kallos, Biovax...). Moje włosy są wysokoporowate, więc być może o wiele lepiej sprawdzi się na włosach niskoporowatych.

Jednak nie mogłam darować sobie, że maska jest taka normalna, przeciętna i postanowiłam kolejny raz dać jej szansę. Tym razem zastosowałam ją na skórę głowy, która jest wrażliwa, a przy okazji była była podrażniona i piekła. Nałożyłam produkt i delikatnie wmasowałam w skalp. Po kilkunastu minutach spłukałam wodą. Pierwsze co zauważyłam  - włosy u nasady były lekko uniesione, nie oklapnięte, co bardzo mnie ucieszyło. Były miękkie i gładkie. A co najważniejsze - skóra była uspokojona i nie piekła tak jak wcześniej. Zabieg ten powtarzam, gdy tylko jest podrażniona i za każdym razem radzi sobie naprawdę dobrze.



Ze względu na to, że łagodzi podrażnienia skóry głowy i unosi włosy od nasady na pewno kupię ją ponownie. Uważam, że warto ją wypróbować, sprawdzić zarówno na włosach jak i skalpie. Być może będziecie zadowolone tak jak ja z tego produktu.


Napiszcie, czy miałyście ten produkt i jak się u Was sprawdził. A może polecacie jakiś inny kosmetyk pielęgnacyjny z aloesem.

instagram