3 kosmetyki kolorowe, o których zmieniłam zdanie


Dzisiaj postanowiłam opowiedzieć Wam o trzech kosmetykach do makijażu, o których początkowo miałam złe zdanie, nie sprawdziły się, nie odpowiadały mi. Z różnych względów przekonałam się do nich i dałam im jeszcze jedną szansę. Zapraszam do czytania dalej!




Podkład, który widzicie w tym poście zna chyba każdy. Większość opinii jest pozytywnych i wiele osób uważa go za jeden z lepszych podkładów kryjących. Mowa tu o Colorstay z Revlon (mój kolor to 150 Buff). Kupiłam go zachęcona tymi opiniami i niestety początkowo byłam zawiedziona. Wspominałam Wam kiedyś, że użyłam go na większe wyjście i nie takiego efektu się spodziewałam. Podkład podkreślał suche skórki i był widoczny na twarzy. Nawet mój chłopak go zauważył i od tamtej pory, gdy tylko miałam go na twarzy mówił, że jednak woli bardziej naturalny efekt - także coś było na rzeczy. Aplikowałam go na różne sposoby - gąbeczką i pędzlem i jakoś nie chciał dobrze współgrać.

Odstawiłam go i przez dłuższy czas nie sięgałam po niego. Muszę teraz zaznaczyć, że zmieniłam pielęgnację twarzy, teraz mam o wiele mniej niedoskonałości, suchych skórek i moja cera i właściwie nawilżona. Dałam temu podkładowi jeszcze jedną szansę, nałożyłam go palcami, przypudrowałam, a następnie spryskałam twarz wodą termalną i jakie było moje zdziwienie, gdy przyjrzałam się swojej twarzy. Piękna, wyglądająca na wypoczętą, ujednolicona i wygładzona. Myślę, że to przede wszystkim zasługa pielęgnacji ale i odpowiedniego nakładania. Co do trwałości nadal mam małe zastrzeżenia, ale i tak jest dobrze - spokojnie wytrzyma na twarzy ok. 7-8 godzin bez poprawek, a nawet dłużej, jeśli odciśniemy nadmiar sebum i/lub przypudrujemy twarz..



Pomadki marki Rimmel są bardzo znane i lubiane przez wiele dziewczyn. Ja mam w swoich zbiorach słynną pomadkę z serii by Kate nr 16. Jest to róż z domieszką koralu. Kolor bardzo mi się podobał, jednak gdy tylko nałożyłam ją na usta, podkreślała wszystkie skórki i miałam wrażenie, że się warzy

Niedawno zaczęłam używać ją ponownie i gdy tylko mam ładnie wypielęgnowane usta, wygląda na nich naprawdę dobrze. Szczególnie lubiłam ją wklepywać palcem, wtedy była mniej widoczna, efekt był bardziej naturalny i nie było tego warzenia się. Teraz jestem z niej zadowolona na tyle, że mogę ją używać, już nie leży w czeluściach szuflady i coraz częściej po nią sięgam.



Robiąc jakieś większe zamówienie na cocolicie wrzuciłam do koszyka mozaikę bronzujacą z MUA. Dwa-trzy razy jej użyłam i odłożyłam ją na półkę. Nie podobały mi się jej kolory, miałam wrażenie, że nie pasują mi, są za ciepłe.

W kwietniu sięgnęłam po nią ponownie i trzeba przyznać, że pigmentacja jest naprawdę dobra, wystarczy odrobina, a pędzel i tak trzeba otrzepać z nadmiaru. Zaczęłam używać jej do konturowania (głównie nosa, czoła itp.) i efekt spodobał mi się na tyle, że sięgam po nią coraz częściej. Jednak używam naprawdę małej ilości, po czym dobrze rozcieram, mam wrażenie, że nos wydaje się być smuklejszy. Mozaika jest w porządku, można też ocieplać nią twarz, choć ostrzegam, że dla bladziochów może być za ciemna i za ciepła - ja nadal szukam ideału, ale ten produkt nie jest zły, mam go w swoich zbiorach, to staram się go wykorzystać.



To są trzy produkty, o których zmieniłam zdanie na plus. Mam nadzieję, że taki wpis przypadnie Wam do gustu. Jeśli będziecie chcieli to będę konturować tę serię, mogę także napisać o kosmetykach, które początkowo wydawały się hitem, a okazały się bublem. Myślę tu nie tylko o kolorówce, ale także o kosmetykach pielęgnacyjnych.


Koniecznie napiszcie, czy miałyście któryś z tych kosmetyków i co o nich myślicie. A może od początku przypadły Wam do gustu? 

instagram